sobota, 10 października 2015

Dzień 17: Nowa praca.

Co tam kurwa, myśleliście że już olałem tego bloga? Ni ma chu ja. Powiedziałem sobie że będę pisał rzadziej, ale z większą pompą. Weny nie da się zmusić, więc będę pisał kiedy mnie najdzie. Od ostatniego wpisu minął tydzień - kurwa, cały je-banany tydzień. Szybko to zleciało, a jednocześnie długo, jakby wieki. Jak cały pobyt w UK. Dopiero 17 dzień, a czuje się jakby już z 3 lata, no ale chuj będę pisał punkt po punkcie co się wydarzyło (nie koniecznie chronologicznie).
Hańba.
Kurwa doznałem hańby, czy zostałem zhańbiony? Nawet nie wiem jak to nazwać, bo nigdy mnie coś takiego nie spotkało. Cały tydzień mojej jebanej pracy, został wyceniony na... 195 funtów. Kurwa 195 funtów? Jak dostałem kasę do ręki, to szybko włożyłem do kieszeni i poszedłem umyć ręce, bo jebały gównem i chyba faktycznie miałem przez chwilę w dłoni 195 małych gówienek. Uraziło mnie to do żywego i zacząłem szukać nowej pracy, bo jak ja mam kurwa pracować za 195 funtów miesięcznie, to ja pierdole taki biznes. Tyle to ja zarabiałem w PL.
Nowa praca i murzyn debil.
Razem z Mileną znaleźliśmy pracę na magazynie. Na dzienna zmianę jest 7 funciaków, na nocną 8,90 i liczymy kurwa mocno na nocną. Wprawdzie można se wybrać, ale nie zawsze są miejsca. Mieliśmy też test sprawdzajacy czy nie jesteś debilem.
W całej grupie 15 osób, trafił się jeden murzyn, no ale to tam chuj. Mieliśmy 20 minut na napisanie, a murzyn se usiadł z tyłu. Po 20 minutach typek mówi że koniec, wszyscy przestają pisać, a murzyn dalej tam kurwa piszę w swoim kajecie.
Każdy dał testy "do przodu" typek je zebrał i zaczyna tłumaczyć, a murzyn dalej napierdala tym długopisem.
Po jakichś 6 minutach typek się połapał że czarny kurwa dalej tam pisze i mu gada że już czas minął. A czarny zdziowny że to już, no ale chuj oddał ten test. No i najlepsze, typek sprawdza te testy i podchodzi do murzyna że zapomniał dwóch stron zadań rozwiązać. Czaicie kurwa? Robił 6 minut dłużej od nas, czyli jakieś 30% i jeszcze debil 2 z 8 kartek nie zrobił. A ten mu kurwa daje te kartki i mówi żeby to napisał, a ten czarny się go pyta jak to zrobić, no ja jebie.
I jeszcze najlepsze że kazdy zdał, nawet ten nieogar, kurwa jak? Nie dość że zhanbiony to jeszcze zdyskriminowany. To po to ja wcześniej od znajomej skołowałem te testy, żeby se je w domu poczytać, żeby teraz murzynowi dawać fory? Co to kurwa ma być?
Powódź.
Padał deszcz, pierwszy raz od przyjazdu. I ja se leże na łóżku, a słyszę że ten deszcz ostro napierdala o parapet i strasznie głośno. Pytam się "Milena jest zamknięte okno?". A ona że tak. To se leże dalej, a ten deszcz dalej napierdala. Pytam się znowu "Milena na pewno jest zamkniete?" a ona że tak, no to chuj. Ale nie daje mi to spokoju, wstaje z łóżka, a tam cały dywan zajebany wodą, kurwa okno otwarte i woda napierdala jak z kranu. Mówię jej "co ty kurwa odpierdalasz", a ona że "przecież zamykała" i takie teksty z dupy. Pokój zajebany cały wodą, ten dywan zaczął tak kurwić, jak z szamba, no nie dało się wytrzymać. Na nastepny dzień dalej kurwiło, troche mniej ale dalej, a dywan dalej mokry i czym go tu kurwa wysuszyć. To wziąłem żelazko co było na wyposażeniu i dawaj ten dywan tym żelazkiem. Troche sie roztopił, ale już nie jebie, taki plus.
Nie chce mi sie już wiecej pisać, odezwe sie jak sie dowiem co z ta nowa praca, jutro ostatni raz idziemy na sklep.
ELO
P.S Boss mnie ojebał na wypłacie na 1,5 funta, bo mówi że to tylko hehe 1,5 funta, a on nie ma drobnych. Chuj że kilka dni temu nosiłem tysiące funtów w bilonie o czym pisałem tutaj JEB, ale on hehe nie ma. To ja mu hehe że nic nie szkodzi i zajebałem mu ze sklepu picie i ciastka, za 1,5 funta bo to tylko 1,5 funta hehe no nie? I to w sumie pociągnęło za sobą lawinę i codziennie robiłem jakieś małe podpierdolki w sensie "napój, cukierek, ciastko" takie tam. Jestem złodziejem czy podpierdalaczem?

sobota, 3 października 2015

Dzień dziewiąty i dziesiąty: konwojent

No to kurwa taka akcja dzisiaj (w sensie wczoraj, nie zdążyłem dokończyć posta bo jebłem na pysk). Pracuje se na sklepie, na luzaku wykładam piwo do lodówki i podbija do mnie menadżerka i gada że Boss chce ze mną gadać.
Idę do Bossa, a on do mnie żebym jechał z nim do banku po kasę. Jedziemy tą jego wypasioną furą którą opisywałem tutaj JEB i on mi tłumaczy o co chodzi. Jedziemy do banku rozmienić trochę - 8000 funtów - kasy na bilion żeby był na sklep. Akcja wygląda tak, że on zostaje w banku z kasą, a ja biorę po tysiąc funtów w łapę, idę przez cały rynek do jego fury, Otwieram se bagażnik na pilota, wrzucam tam szmal, zamykam auto i wracam po kolejne siatki. No konkret jak chuj. W banku zajebista kolejka, a ja obkminiam czy by mu tej kasy nie zapierdolić. Mówcie co chcecie ale mieć możliwość zajebania 8000 funtów (44 000 złotych) to jednak jest szans (może jeszcze nie szansa, ale szans na pewno). Biorąc pod uwagę że Boss, ani nikt na sklepie nic o mnie nie wie, autentycznie nic. Znają tylko moje imię, ale mogłem zmyślić no nie?
No to chuj biorę pierwszą partię siatek. 4 siatki na każdej pierdolny napis 500 funtów w 1 funtówkach, czerwonym kolorem. Idę przez rynek, w chuj ludzi, loszki się patrzą, a siaty ciężkie jak sam skurwynsyn. Musiałem se zrobić po drodze pauzę, bo bym nie doniósł. Podbijam do fury, otwieram bagażnik, wpierdalam kasę do bagażnika i idę po kolejną porcję.
Drugi kurs już tak samo, ale bez przerwy. Trzeci kurs podobnie, w bagażniku najebane 6000 funtów w 1 funtówkach, tylne zawieszenie trochę siadło.
Rozważam opcję żeby wejść do samochodu i spierdolić w siną dal ale:
6000 funtów nie jest kwotą która wywołuje u mnie palpitacje, jeszcze w takiej chujowej formie. Popierdalaj potem po warzywniakach i to rozmieniaj. Nawet gdybym rozmienił 10 funtów w jednym, to musiałbym obskoczyć 600 warzywników, jednocześnie uważając czy nie czai się gdzieś ekipa Bossa.
Drugim argumentem było to że Milena była w pracy i gdyby jej wyłupali oczy, ucieli palce, czy język za moje 6 koła funtów to bym sobie nie darował.
Trzecim argumentem było to że bankowo gdzieś tu są ludzie bossa, bo może on jest naiwny ale nie głupi. Okazało się to faktem, bo jak szedłem z ostatnimi paczkami to przy aucie stało już dwóch koleżków Bossa.
No i nic, dzień jak co dzień. Boss mi podziękował, mi zleciała godzinka w pracy. Typek nawet nie wie, że ja cały czas kombinuje jakby go tu ojebać, a opcji jest kilka. Ale to może innym razem opowiem, bo nie wiem czy jestem na to gotów.
Potem po pracy szybko pobiegłem do domu, kupiłem torta, nadmuchałem 30 różowych balonów, powiesiłem girlandy z napisem Happy Birthday. Milena wbija na chate i ją zamurowało bo się tego nie spodziewała. Miło było patrzeć na jej radość, najlepiej!
hasztagnajlepiej
Zaktualizowałem też dane po prawej stronie, które pokazują stan finansów.
Zastanawiam się czy powinienem pisać codziennie, bo:
czasem nic ciekawego się nie dzieję,
czasem wracam tak wyjebany że nie mam na nic siły.

A nie chce pisać wpisów typu: Ale się dziś wysrałem, opowiem Wam.

czwartek, 1 października 2015

Dzień ósmy: dramat

Kurwa jaki dramat. Jutro Milena ma urodziny, a ja o tym zapomniałem. Znaczy wiedziałem kiedy ma, ale nie wiedziałem że to już jutro.
Na szybko ogarnąłem świeczki, kartkę z życzeniami, święcące balony i takie kurwa różne ozdoby urodzinowe którymi przyozdobię pokój, bo jutro kończę pracę przed nią.
Na razie te pierdołki kosztowały mnie 16 funtów, a w prezencie dam jej 40 albo 50 funtosów, bo chciała kupić sobie jakieś kosmetyki i coś tam.
Będę musiał dopisać to do listy moich wydatków, bo wydać 66 funtów w jeden dzień to dość duży cios dla mojego budżetu gdzie liczę każdy grosz. To nie jest tak że żałuje czy coś - bardzo się cieszę że mogę kupować jej prezenty i wydawać na nią kasę.
Byliśmy dziś na zakupach i za 300 g szynki, 500g soczewicy, przyprawe do kurczaka, 800g piersi z indyka i duży słoik ogórków kiszonych wydaliśmy niecałe 6 funtów. I w końcu zjedliśmy pierwszy obiad na emigracji.

W chuj mnie głowa boli i nie za bardzo mam humorek pisać i jeszcze jutro ta dostawa, no kurwa, strach się bać. W normalnej pracy to możesz liczyć dni do weekendu czy coś, a tutaj chuj wie kiedy wolne to nie za bardzo jest do czego odliczać, to liczę do poniedziałku bo wypłata. Według mojego planu za ten tydzień dostanę ok 210 funtów, co mnie rozpierdala na łopaty. Mam cel odkładać miesięcznie 500 funciaków na razie, a z taką stawką jest to w chuj ciężkie. Jak mi za te 2 tygodnie Boss nie podniesie stawki, to ja spierdalam do innej pracy, a u niego będę sobie w weekendy dorabiał po kilka godzin. Ogólnie do pierwszego stycznia chciałbym odłożyć 2000 funtów, co wychodzi po 666 funtów miesięcznie. Kurwa ale misja. Ale trzeba zacisnąć zęby żeby potem było lepiej.
Aha i jeśli kogoś interesuje to czy teraz żałuje tych 9000 złotych przejebanych w miesiąc w Polsce co opisywałem tutaj JEB to odpowiedź brzmi NIE. Nie żałuje bo czasem trzeba pożyć, żeby mieć co wspominać ;)
Jutro na 7 do roboty.
Ale jutro jak nie wydarzy się coś ciekawego to wam opiszę tego zdupionego typa który mieszka obok.
P.S Zakładam że dnia 26 października, po opłaceniu kolejnego czynszu, zostanie mi około 1020funtów, czyli tyle ile miałem w dniu przyjazdu. Zobaczymy czy potrafię liczyć, wrócę do tego fragmentu za 26 dni ;)

środa, 30 września 2015

Dzień siódmy: żyrty

Żyrty jest tym słowem którego na próżno szukać w słownikach. Podobnie jak ajza, czy griniol. W każdym razie żyrty to słowo którym określa się osobę wygłodniałą. Która pochłonęłaby wszystko byle tylko się nażreć. To jest właśnie ktoś żyrty i to właśnie jestem jam.
Od powrotu z Holandii i wyjazdu do UK minął miesiąc podczas którego żyliśmy na pełnej pizdzie. Przywieźliśmy trochę grosza, 2000 funtów odłożyliśmy na UK, kilka tysięcy na konto oszczędnościowe, a około 9000 złotych najzwyczajniej przejebaliśmy. I to nie przejebaliśmy na telewizory, samochody czy opłaty, ale tak o se przejebaliśmy.
Na alkohol, na wyjścia na miasto, na kina, trochę na ubrania. Ogólnie się nie pierdoliliśmy i szliśmy z hajsem grubo, żeby uczcić powrót z emigracji i sobie trochę odbić. Kupiliśmy nawet taką bodajże 1,5 litrową flachę smirnoffa czy coś i narobiliśmy w chuj poruszenia w Tesco.
No ale teraz jesteśmy na emigracji i żyjemy jak szczury i liczymy każdy grosz. Ogólnie na szamę wydaje około 3-4 funty dziennie. Nędza w chuj. Rano zjem se dwie parówki i bułkę, na kolację też i heja. Dwa posiłki dziennie i całe dnie biegania z kartonami - jest czad.
Ogólnie w NL zacząłem się odchudzać i straciłem 9 kg do czasu przyjazdu do Polski. W Polsce przybrałem 4 kg, a teraz nie wiem ile ważę bo nie mam wagi. Ale myślę że za niedługo schudnę wchuj. Już dziś musiałem zrobić sobie nową dziurkę w pasku, bo mi spodnie spadały.
Dlatego jestem żyrty. Jeszcze dwa tygodnie temu żarłem i piłem jak dzika świnia, a teraz poszcze i mój organizm domaga się tych jebanych kalorii. Wpierdlałabym wszystko, no wszystko!
LAlaLAlaLALAlaLAlaLALAlaLAlaLALAlaLAlaLA
Gadałem dziś z dziewczynami na sklepie i dowiedziałem się że niektórym z nich Boss dalej płaci 5,50f/h. Jak powiedział Anonimowy pod tym wpisem JEB od jutra minimalna w UK będzie wynosić 6,7f/h Przy 40h tygodniu pracy różnica w naszych zarobkach, a minimalnymi będzie wynosić 48 funtów, co miesięcznie przełoży się na 192 funty. 192 funty to jest w chuj kasy. To są:
- 192 bochenki chleba albo
- ok 200 maseł albo
- 278 puszek coli albo
- 200 polskich browarów albo
- ok 48 kg szynki z indyka na wagę.

Dlatego jeśli po tych 2 tygodniach "próbnych" Boss nie zacznie nam płacić normalnej kwoty, to my spierdalamy z tej roboty. Nawet na fabrykę. Z tych 192 funtów, po 6 miesiącach będę miał 1152f, czyli ponad 6500 złotych, wyjebie na hawaje, albo na filipiny na wakacje i se wszystko odbije.  Na razie nie mamy ani NIN ani konta w banku i tylko turas chciał nas zatrudnić, no to pracujemy.

W ogóle kurwa, pracuje tam ze mną taki ziomek z Kurdystanu. Nie jakiś brudas, bardziej jak erasmus z hiszpanii czy włoch. I on normlanie dzisiaj w pracy odjebał gołębeczki i gada do mnie.
"Marek spróbuj, dobre.. CIAPACKIE!" No myslałem że jebne o ziemie jak to powiedział. Ziomek ma dziewczynę Polkę, to dużo ogarnia po Polsku, ale tym CIAPACKIM to wygrał ten dzień.

Jutro mam wolne, a piątek, sobota i niedziela do roboty. W piątek znów będzie ta pokurwiona dostawa którą opisywałem tutaj JEB. Już się nie mogę DO-CZE-KAĆ. Jutro dzień wolny to może opiszę kilka spraw na które nie miałem do tej pory czasu.
AHA poniżej wrzucam zdjęcie fury mojego Bossa, który ma 29 lat. Zdjęcie zajebane z netu bo nie będę się poniżał bo nie daj boże jeszcze zauważy że robię zdjęcie jako samochodu, ale wygląda identycznie, tylko że jest biały. Skurwinsyn, też sobie kiedyś takie kupie. Mam 4 lata żeby chuja dogonić.

Dzień szósty: dostawa

Pierwszy raz robię wpis, dnia następnego, ale mam ku temu powody.
Po pierwsze: przez ostatnie dwa dni spałem niecałe 10 godzin i jak wczoraj wróciłem z pracy to byłem ostro zmęczony i wolałem pograć se na kompie i pooglądać filmy niż pisać.
Po drugie: dziś mam do pracy na 12, to na luzaku zdążę napisać co mam do napisania. To mi się w tej pracy podoba, na 12 do roboty jak prezes ;D

W każdym razie wczoraj na sklepach była dostawa i pomagałem ją przyjąć na każdym z nich. Kumajcie jaka tam jest menadżerka jest pierdolnięta. Ona jest w wieku moim i Mileny, a jest taka jebnięta że nie mam pojęcia czemu ten szef ją tam trzyma.

Kumajcie motyw, może Wy mi to wytłumaczycie, bo ja nie potrafię. Przychodzi dostawa na sklep. I to kurwa nie byle jaka bo 6 palet towaru wymieszanego, na paletach euro. Palety są ostro przeładowane i musimy je rozbierać bo są za wysokie.
I kumajcie motyw, procedura - ha ha procedura - przyjęcia dostawy wygląda w ten sposób że wszystko wdupia się na magazyn, rozbiera się palety i układa towar na ziemi w kupkach tematycznych czyli makarony z makaronami i innymi śmieciami co leżą na półkach obok, wody z wodą, przyprawy z przypawani no kumacie o co chodzi.
Następnie te grupki bierze się na sklep i układa się na półkach jak czegoś nie ma, a jak jest to wraca na magazyn i odkłada razem z towarami które już były na magazynie.
Kumacie ten motyw, ta debilka wogóle nie sprawdza dostaw. Robi zamówienie 2x w tygodniu za kilka tysięcy funtów i kurwa nie sprawdza co jej przyszło, kumacie to?
Nie patrzy co jej przyszło, ani ile sztuk, ani jakie ma terminy ważności, tak wpierdala jak leci heja.
Kurwa koszmar, tę babkę jest tak łatwo wygryźć z tej roboty, że może to zrobię. Na razie zaczynam rozgrywać swoją małą partyjkę ale o tym później napiszę, bo muszę lepiej poznać rozstawienie pionków.
I jeszcze Zizy pod komentarzem do tego wpisu JEB uświadomiła mnie że ojebałem sam siebie na ponad 5 funtów. Głupi ja, pracownik tygodnia, bez jaj. Teraz już zrobiłem sobie tabelkę w excelu i wszystko tam wpisuje.
Dziennie wydaje na jedzenie około 3,5 funta, więc ojebanie siebie na 5,5 funta to 1,5 dnia szamy. No życie ;/
A jeszcze mi się przypomniało, jeden z naszym współlokatorów ma zajebiście wyposażoną lodówkę. Jej skład to: ugotowane 2kg makaronu, jogurt naturalny i pół cebuli. Ten skład nie zmienił się od 6 dni. Mam nadzieję że ziomeczek doprawia to jakimiś narkotykami, bo tak na sucho to trochę ubogo się przedstawia.
Później opiszę może drugiego współlokatora, bo też bumelant jak sam skurwinsyn.
I jeszcze wyliczyłem sobie coś takiego. Może Boss da mi pracować 7 dni w tygodniu. Gdyby tak było to 7 dni razy 7,5 godziny pracy da mi  52,5 godziny, co przełoży się na prawie 289 funtów. Czynsz mamy 500 funtów na dwóch, to czynsz miałbym z głowy i później mógłbym se już odkładać na kupkę.
Na razie tyle, za 30 minut lecę do pracy i potem wieczorkiem coś skrobnę.

Z fartem!
(fart to po angielsku pierd, czyli z soczystym bącurem!)

poniedziałek, 28 września 2015

Dzień piąty: pierwsza wypłata.

Tak opiłem pierwszą wypłatę.
Dziś szybko bo jest 23:14, a na 7 mam do pracy.

Poszedłem se do bossa, a boss how are you do mnie. Ja że good i thanks, a on mi gada że sallary later, i się pyta czy se nie chce iść popracować.
Mówię mu że chce to se poszedłem od 15 do 22 i se stałem na kasie i obsługiwałem tych jebniętych wieśniaków.
Jak mnie wyjebią z tej roboty to jadę do London czy coś.
No w każdym razie, boss koło 20 sie mnie pyta ile godzin pracowałem to mu gadam - według tego co napisałem w tym poście JEB że 13h20min, a on wyjął z kasy 73 funty i mi dał. To była moja pierwsza pensja angielska pensja. Po dwóch dniach pracy w UK zarobiłem 418 złotych. Później będę jeszcze więcej zarabiać.
Jutro mam na 7 rano, czyli za 7 godzin i 12 minut muszę wyjść do pracy, ale po to tu przyjechałem.
PO HAJS

Z takich informacji które się wydarzyły, a których nie mam czasu opisywać z uwagi na brak czasu to:
- widziałem wczoraj krawy księżyc. Poszedłem spać koło 5, ale było warto.
- jak wychodziłem z Mileną z pracy to główna ulica w centrum tego wypizdowa była zamknięta bo kogoś zajebali i musieliśmy nakurwiać takie koło że szkoda gadać.
- jak wróciłem do domu, to jakiś typ - angol tym razem - napierdalał z kopa w drzwi kilka domów wyżej i coś się tam darł ża faking kill kogos tam.

Chuj mu w oczy, idę spać, jutro napisze coś więcej, bo dziś czas goni.

See you tomorrow.

P.S A i udało mi się umówić ten jebany appoiment w banku, żeby otworzyź to konto. Babka bite 10 minut sprawdzała w necie czy mój dowód osobisty jest akceptowany przez ich bank.
Nie kurwa, nie jest akceptowany. Pochodzę z Polski, żeby się tu dostać musiałem cisnąć z buta 1000 km, rzucać kamieniami w Policję i włamywać się na naczepę tira.
Tak było, chyba że mi się coś pojebało.
Aha, szengen srengen, ale na lotnisku w UK musiałem stać w kolejce i pokazać swój dowód celnikowi. Unia jak Polska, tylko teoretycznie.

Good night!

niedziela, 27 września 2015

Dzień czwarty: "znowu w życiu mi nie wyszło..."

Początkowo myślałem że za kilka dni, lub tygodni pokaże Milenie tego bloga i potem będziemy pisać go wspólnie, ale zmieniłem zdanie. Być może pokaże go mojemu psychologowi za kilka miesięcy.
Ogólnie byłem w pracy, tylko na innym sklepie. Była tam inna menadżerka i bardzo fajnie mi się z nią pracowało, bo mówiła wprost. Zrób teraz to i to. Robiłem tatmo i ona znów dawała mi zadania. Było to o tyle dobre, bo dokładnie wiedziałem czego ode mnie oczekuje, a nie tak jak wczoraj że sam na siłę szukałem sobie roboty.
Więc w pracy ok, po powrocie Milena dostała eska że jutro ma na 14 do roboty, a mi nie napisali nic i ja już chodzę cały pokurwiony i wymyślam teorię że pewnie mnie wyjebali czy inny chuj
NO ROZPIERDALA MNIE TA CECHA MOJEGO CHARAKTERU, KURWA MAĆ
ROBIĘ Z IGŁY WIDŁY, PRZEJMUJE SIĘ PIERDOŁAMI
JESTEM ZBYT WRAŻLIWY
JESTEM BABA, A NIE CHŁOP
ALE PRZYNAJMNIEJ ZDAJE SOBIE Z TEGO SPRAWE
JESTEM WRAŻLIWY, ALE JAK MNIE KTOŚ WKURWI TO MI SIĘ ZMIENIA GŁOS, MILENA SIĘ BOI, A JA ROBIE ROZPIERDOL.
KURWA PO CO JA TO W OGÓLE PISZE

W każdym razie idę jutro koło 15 do Bossa po kasę, bo dzień wypłat - przepracowałem 7h53min w sobotę i 6h20min dzisiaj co daje łącznie 14h17min, wróć 15h17min, kurwa 13h17 co według moich karkołomnych obliczeń przełoży się na ok 70 funtów, no ale jutro się okaże.
Celowo piszę dzień po dniu chociaż teraz kurewsko mi się nie chce, bo być może jutro napisze że mam grafik na 6 dni pracy i jest wspaniale i wtedy jeszcze bardziej uzmysłowię sobie jak duży mam problem i będę mieć pretekst żeby ojebać pół litra w drodze do domu i wjebać współlokatorom siekierę w drzwi, żeby mieli co opowiadać na swoich nerdowskich imprezkach.
Kurwa, ale żeby nie było tak smutno to dwie historyjki z dzisiaj. Nawet sobie je zatytułuje. Pierwsza z nich.
POJEBANIEC
Wstaje rano, idę do kibla, patrzę w lustro, a tam pojebaniec. Nie no kurwa, żartuje. Wracam z roboty do domu, a tam ktoś się drze
- Kuuurwaaaa, Aaaaa!!!
Przypominam że mieszkam na jakimś wypizdowe w północnej Anglii. Idę dalej, a tam typek z 23 lata, bez koszulki podbija do laski i gada (zapis fonetyczny)
- Gif mi lajter
Laska udaje że nie słyszy, a on
- Dawaj mi to dziwkoo!!
Laska ucieka. Ej kurwa, ja tego nie wymyślam, to było naprawdę. Typek zaczyna iść środkiem ulicy, zatrzymuje samochód i się drze do kierowcy
- dawaj mi kurwa ognia szmato jebana!!
Auto go wymija, a on jebie kopa w lusterko i idzie dalej. Ja pierdole, ale mi było wstyd. Jakbym miał większe jaja, to bym do niego podbiegł i mu zajebał z partyzanta żeby przestał robić wstyd Polsce, ale boje się że zarażę się jakimś hivem czy inną chorobą. Właściwie tylko ta fobia, powstrzymuje mnie żeby nie napierdalać ludzi. Jak za młodziaka piłem, to po pijaku już się hiva nie bałem i ludzi napierdalałem. No rymy mam jak ksiądz Twardowski.
Druga historia
OBSZCZYMUR
Pojebaniec sobie poszedł, a ja skręciłem w uliczkę do mojego domu.
HAHAHAH DOMU, JAKI ŻART.
Wkurwia mnie ta chata, ale to opowiem kiedy indziej, bo już się długo zrobiło.
W każdym razie skręcam w uliczkę do mojego domu, to ta którą widać na zdjęciu w tym wpisie JEB, a tam jakiś stary typ se leje z fujarą na wierzchu. Normalnie se offem stoi na środku drogi i se leje. Zobaczył mnie i zaczął se "strząchać" - kurwa ale mi przyszło rzeczy opisywać - ale w jaki sposób to robił. Normalnie obijał se pindola o nogawki, a te szczochy w te spodnie. Ta wasza kurwa Anglia, taka nie Polska, taka piękna. Doszedłem do drzwi mojego barłogu (barłog to legowisko dzika) i otwarłem se je z buta, bo czemu nie. Jak wchodzisz między wrony to kracz jak one, czyż nie?

P.S Właśnie sobie uświadomiłem że nigdy nie zarobie na tym blogu, bo adsense zablokuje mi konto, za wulgaryzmy i za treść. No chuj tam, robie to for free.

sobota, 26 września 2015

Dzień trzeci: pierwszy dzień pracy

Terefere, tralala mam robotę gra gitara. - Jak to odpowiednio przeczytasz to się zarymuje.
Do pracy mieliśmy na 10, praca w samym centrum miasta, 15 minut z buta od domu. W pracy było spoko, ale zmachałem się bardziej niż w niektórych holenderskich magazynach. Od razu powiedzieli nam że potrzebują kogoś na kasę, do obsługi klientów  to wysłałem tam Milenę, pomimo tego że gorzej mówi ode mnie po angielsku. Motywowały mnie rzeczy następujące:
- jest moją kobietą i musi mieć łatwą, stałą pracę, a nie ganiać z kartonami czy coś takiego.
- ja jestem pojebany, i jednego dnia mowie ze uwielbiam swoja pracę, a drugiego rzucam ją w pizdu. Mam nadzieję że do takiej sytuacji tym razem nie dojdzie, ale gdyby tak się stało to Milenie zostanie całkiem fajna fucha i nie będzie musiała zmieniać swojego życia z uwagi na moje pojebanie.

W pracy tłok jak sam skurwysyn, około 100-120 kilentów na godzinę. Idę na sklep i widzę że brakuje 6 zgrzewek piwa. Wracam po 5 minutach ze 6 zgrzewkami i widzę, że brakuje już nie 6, a 10 - no ja pierdole.

W ogóle po tej Holandii, to mam taki strach że mnie wyjebią lada dzień, bez ostrzeżenia i nawet bez kopa w dupę. Nie wiem czemu, jakiś taki płochy się robię.

Przepracowałem dziś 7 godzin i 53 minuty, a praca polegała na wykładaniu produktów na półki, wypiekaniu bułek, zamiataniu podłogi, taki totalny lajcik. Ale będąc szczerym nie opierdalałem się wcale, poważnie. W końcu mam normalną robotę to się przyłożę, czemu nie.

Na jutro wzięli Milenę od 10 do 18 na kasę, a mi boss powiedział że jak mi się chce to mogę przyjść na 11, a jak nie chce to wyjebka i mogę se wziąć wolne. Oczywiście powiedziałem że wolę iść do pracy, bo w sumie nie mam tu nic innego do roboty, a hajs mi się musi zgadzać, bo za pokój bulimy tyle jakby w cenę wliczona była pokojówka i transport helikopterem do pracy.
Kiedyś w Holandii miałem taką sytuację że wychodząc w piątek z pracy kierownik życzył mi miłego weekendu i powiedział że do zobaczenia w poniedziałek, a jak wyszedłem z budynku, to dostałem telefon że mnie wyjebali. Chuj wam w dupę Holandia, nienawidzę was i wszystkiego waszego!

P.S Na fotkę wpisu wstawiłem zdjęcie bananów ze sklepu ponieważ:
- jestem pojebanany
- wiem kto to Lana Banana

piątek, 25 września 2015

Dzień drugi: znaleźliśmy pracę

No jest kurwa grubo. Wstałem sobie po 10, zjadłem śniadanie i poszliśmy na miasto otworzyć to konto w banku i do agencji pracy. Pierwsza na naszej drodze pojawiła się agencja pracy, więc pukamy do ich drzwi. Milena chciała pytać o pracę na magazynach, a ja jej mówię że prawdziwą gównoprace zawsze może znaleźć. Mówię jej, że musimy iść między anglików żeby uczyć się języka i coś w życiu osiągnąć niż napierdalać w tych kartonach. Ogólnie zgodziła się ze mną i w agencji mówimy że "we don;t speak english very well, but we are looking a job in restaurant or something like that". Babeczka pyta nas o expierience, a my jej że wcześniej robiliśmy różne gówno prace, więc ogólnie doświadczenia nie mamy, ale mamy dużo sił i chęci. I tak od słowa, do słowa i babeczka wyjeżdżą z tekstem, że ma dla nas pracę w "call center" za 7,5f/h 40h tygodniowo. Mówimy jej że spoko, ale ten nasz angielski isn;t very well, a ona że w zupełności wystarczy, bo przecież z nią rozmawiamy.
Ale żeby nie było za kolorowo, to okazało się że bez NIN'u nas nie zatrudni. Dała nam do siebie, numer i email i kazała wysłac CV jak będzie NIN. No chuj tam myślę, rozmowę o nin mamy 6 października, czyli za około 2 tygodnie, a potem jeszcze będziemy musieli czekać 2 tygodnie na list z NINem. Jak bez tego ninu nas nigdzie nie zatrudnią, to się postny miesiąc szykuje.
W każdym razie babeczka poprawiła nam  humor, bo może znajdziemy coś innego niż gównopraca. W tym miłym uniesieniu poszliśmy do polskiego sklepu i Milena w chwili natchnienia zapytała się kasjerki o prace. Kasjerka żeby iść do szefa, a szef gada że ma właśnie 2 wolne miejsca, bo dwie osoby się zwolniły. I w ten właśnie sposób zdobyliśmy drugiego dnia naszą pierwszą pracę w UK.
Cieszę się, że będę robił coś normalnego, do pracy chodził z buta na dziewiątą i takie tam. Dla mnie bomba, bardzo się cieszę.
Oczywiście mam pewne obawy, a największe z nich to pieniądze. Jestem w UK dopiero dwa dni i nie rozróżniam ich pieniędzy. Poszedłem potem do sklepu i rozmieniłem trochę bilonu i uczyłem się jak dana moneta wygląda, ale jeszcze trochę mi brakuje. Taka pierdoła, a jaka istotna.
Tego banku dalej nie załatwiłem, bo trzeba się umówić na wizytę, a przez neta tego nie zrobię bo chcą wiedzieć gdzie mieszkałem przez ostatnie 3 lata w UK. W dupie proszę Państwa, w dupie.
Plan na jutro: iść do pracy i nie dać się wyjebać. 

P.S Jak obiecałem, na początku wpisu widoczek po wyjściu z domu. No Himmler byłby pod wrażeniem

czwartek, 24 września 2015

Dzień 1 - przyjazd

Pierwszy dzień w UK za nami. Umówiony gościu odebrał nas wczoraj wieczorem z lotniska i przywiózł na pokój. Pokój sam w sobie okej, ludzie którzy mieszkają w pozostałych pokojach także wydają się spoko, ale widziałem ich tylko raz jak na razie.
To co mnie zaskoczyło pierwszego dnia to:
- architektura tutaj wygląda jak z Auschwitz. Jak Wam jutro wrzucę zdjęcie sprzed domu to się zesracie. Byłem w swoim krótkim życiu już w całej Europie, mieszkałem w różnych miejscach, z niejednego chleba piec jadłem, ale te widoczki tutaj to ja pierdole. Ale żeby być sprawiedliwym to okolica jedynie wygląda źle, jak na razie był spokój. Nikt się nie wydziera po nocach (nocy jednej na razie), nie stoi w kątach patologia no i do centrum jest blisko.
- Na wszystko się trzeba umawiać. Chce NIN? Muszę się umówić. Chce konto w banku? Muszę się umówić. Złapała mnie sraczka, wbijam do knajpy pytam się o kibel, a kelner mi mówi: "przykro mi, potrzebna jest rezerwacja". To ostatnie zmyśliłem, ale pewnie tak by było.
- Murzyni i muzułmanie. Oni mnie nie dziwią, dziwi mnie fakt że w mieście do którego trafiłem (północna Anglia) w ogóle ich nie ma. Przez kilka godzin popierdalania po centrum zliczyłem 6 murzynów (tak dokładnie, liczyłem i co z tego?) i jedną cygańską rodzinę. To mnie zaskoczyło, bo myślałem że będzie wiele różnych kultur, ale widocznie jest to domena większych miast.
- Język. Za chuja nie rozumiem co mówią. Dobra przesadzam, rozumiem, ale na pewno mówią inaczej i przejdzie jeszcze wiele milionów uchodźców przez granicę zanim zacznę się z nimi porozumiewać swobodnie i znajdę coś lepszego niż gównopraca.

Plan na jutro:
- otwarcie konta w banku,
- pójście do agencji pracy i udawanie, że gównopraca za najniższą stawkę to szczyt moich ambicji.

P.S Nasz fundusz w dniu przyjazdu wynosił 2020 funtów. Na razie jest to do niczego nie potrzebne, ale potem mi i wam się przyda. Ale to później, teraz idę w kimę.